sobota, 29 października 2011

Grzaniec. Galicyjski.



Właściwie to nie wiem czemu galicyjski i czy to naprawdę jest grzaniec galicyjski. Kiedyś w jakiejś knajpce zdarzyło mi się zamówić grzane wino w tej postaci i tak właśnie się nazywało. To moja ulubiona wersja grzańca. Tylko miód i goździki (uwielbiam zapach  miodu podgrzewanego z goździkami!), wino (wytrawne, podgrzane - nie można pozwolić, żeby zaczęło się gotować) i plaster pomarańczy. Idealny zestaw na jesienny wieczór :-)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz