niedziela, 18 października 2009

Październikowy splin...



... albo chwile wykradane deszczowi.





niedziela, 11 października 2009

Jesień. Jesień na serio...







Aż trudno uwierzyć, że jeszcze kilka tygodni temu wylegiwaliśmy się na pomoście nad jeziorem, jeździliśmy rowerami po lesie i siedzieliśmy do późnego wieczora w ogrodzie. To już naprawdę jesień.

wtorek, 6 października 2009

Powidła...



Robienie zapasów - pracochłonne i żmudne. Babranina, a potem fura naczyń do zmywania, ale czy najlepsze zaprawy ze sklepu mogą równać się z tymi przygotowanymi samemu w domu? Nijak nie mogą! Dlatego warto się czasem pobawić, żeby zimą z satysfakcją móc wyciągnąć z kredensu słoiczek własnoręcznie przygotowanych powideł, zwłaszcza, że ich zrobienie nie powinno nastręczyć trudności nawet najbardziej opornym kucharzom.
Wystarczy tylko umyć i wydrylować śliwki, a następnie przełożyć do dużego garnka i gotować tak długo, aż uzyskamy pożądaną konsystencję. Ja za radą mamy smażę powidła tak długo, aż gorąca masa będzie odrywać się "krupami" od łyżki. Pod koniec można dodać dowolną ilość cukru, choć ja wolę, gdy powidła są raczej winne. Niestety w tym roku śliwki nie są zbyt słodkie, ale i tak zrezygnowałam z ich dosładzania. Gorące przekładam do słoiczków, starannie zakręcam i zostawiam postawione "do góry nogami", nakryte ręcznikiem do wystygnięcia.
Nie ma to jak drożdżowa chałka z węgierkowymi powidłami!

sobota, 3 października 2009

Jak u mamy...








Kiedy byłam mała, prawie co tydzień mama piekła w sobotę ciasto. Najczęściej były to placki z owocami. Takie lubię najbardziej! Często zamiast kolacji wolałam zjeść kawałek ciasta i wypić ciepłe mleko. Dziś pieczemy rzadko, a mleka właściwie nie piję. Muszę mieć jakiś pretekst, wenę... Nigdy nie piekłam ciasta drożdżowego. Klasyk, na zrobienie którego nigdy nie miałam odwagi. Zagniatanie, wyrastanie i ...zakalec. Ale... spróbowałam i udało się! Wykorzystałam przepis Margotki , który pozwoliłam sobie nieco zmodyfikować. Zrezygnowałam z dodawania aromatu (nie przepadam za mocno "perfumowanym" ciastem), ale dodałam startą skórkę pomarańczową. W moim piekarniku ciasto wyrastało zdecydowanie dłużej i nieco dłużej się piekło - tu trzeba po prostu zachować zdrowy rozsądek i posłużyć się, magicznym drewnianym patyczkiem, a efekt... jak u mamy!
ps. następnym razem postaram się upchnąć więcej śliwek - lubię, kiedy ciasto jest mocno owocowe!

czwartek, 1 października 2009

Borowikowo!




Trzeba było długo czekać, ale wreszcie pojawiły się! Pierwsze jesienne borowiki i nie tylko! Po całej masie letnich żółciótkich kurek w lesie nie było żadnych grzybów, nawet tych niejadalnych, jednak wystarczyła poranna rosa, żeby z mchu i piasku zaczęły wystawać brązowe łebki. Mam nadzieję, że to niejedyne zbiory tej jesieni, bo chciałabym wypróbować jeszcze fantastycznej marynaty Rodziców.