sobota, 3 października 2009

Jak u mamy...








Kiedy byłam mała, prawie co tydzień mama piekła w sobotę ciasto. Najczęściej były to placki z owocami. Takie lubię najbardziej! Często zamiast kolacji wolałam zjeść kawałek ciasta i wypić ciepłe mleko. Dziś pieczemy rzadko, a mleka właściwie nie piję. Muszę mieć jakiś pretekst, wenę... Nigdy nie piekłam ciasta drożdżowego. Klasyk, na zrobienie którego nigdy nie miałam odwagi. Zagniatanie, wyrastanie i ...zakalec. Ale... spróbowałam i udało się! Wykorzystałam przepis Margotki , który pozwoliłam sobie nieco zmodyfikować. Zrezygnowałam z dodawania aromatu (nie przepadam za mocno "perfumowanym" ciastem), ale dodałam startą skórkę pomarańczową. W moim piekarniku ciasto wyrastało zdecydowanie dłużej i nieco dłużej się piekło - tu trzeba po prostu zachować zdrowy rozsądek i posłużyć się, magicznym drewnianym patyczkiem, a efekt... jak u mamy!
ps. następnym razem postaram się upchnąć więcej śliwek - lubię, kiedy ciasto jest mocno owocowe!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz